Kraina Świtu (recenzja)
Moja ulubiona autorka Philippa Gregory powraca z trzecią częścią sagi o losach Alinor i jej rodziny. Do tej pory ukazały się w druku „Mokradła” i „Mroczne wody”. Przyszedł czas na „Krainę Świtu”.
W tym tomie Alinor za sprawą swojego przybranego wnuka wraca na ukochane Mokradła.
Jej brat Ned Ferryman bierze udział w kolejnej wojnie. Przywozi ze sobą młodą Indiankę, Rowan.
Przez Anglię przetaczają się niepokoje. Liczni poddani chcą obalić króla.
Nobildonna Livia marzy o wielkiej karierze i zdobyciu bogactwo. W swoje intrygi wciąga królową Marię Beatrycze, doktora Roba Reekie i swojego „zapomnianego” syna Matthew.
„Kraina Świtu” to powieść wielowątkowa, w której znajdziemy pełno sekretów, tajemnic, knowań i wiele silnych emocji.
Akcja sięga od Anglii po niewolniczy Barbados.
Bohaterowie książki mają swoje plany, cele, pragnienia, marzenia i dążą do ich spełnienia. Jedni nie potrzebują wiele do szczęścia, inni mierzą wysoko.
„Kraina Świtu” to lektura napisana z rozmachem. Jest barwna, dynamiczna i ekspresyjna. Wciąga Czytelnika i długo nie daje mu odetchnąć. Wydarzenia zmieniają się szybko niczym w kalejdoskopie.
Wydawnictwo: Książnica