Migot. Z krańca Grenlandii (recenzja)

Zima, a za oknem śniegu nie ma. To dobry czas, żeby sięgnąć po książkę, która opisuje życie mieszkańców Grenlandii.

Ilona Wiśniewska chciała zrozumieć lud Inuitów. Poznać ich tradycje, zwyczaje, codzienne zajęcia. Nie było to zadanie łatwe. Reporterka starała się zdobyć ich zaufanie, a to wymagało wyczucia i czasu. Przeprowadziła wiele rozmów, poznała wielu ludzi, odbyła wiele wizyt. Brała udział w polowaniach na foki i szkolnych potańcówkach. Z zasłyszanych opowieści powstała książka „Migot. Z krańca Grenlandii”.

Autorka chciała stworzyć reportaż, który przybliży czytelnikowi ginący świat Inuitów. Utkała ze słów opowieść, która jest mocna, prawdziwa i poruszająca. 

Grenlandia jest dzika, surowa i piękna jednocześnie. W niektóre miejsca samolot przylatuje raz w tygodniu lub rzadziej. Mieszkańcy to głównie łowczy i ich rodziny, którzy muszą sobie radzić z wieloma przeciwnościami. Szybko zmieniająca się pogoda, niedźwiedzie, droga żywność, limity na połowy, a także nałogi i przemoc. To wszystko sprawia, że życie Inuitów jest trudne. Zanikają ich wartości, wierzenia, kultura. Coraz mniej ludzi zamieszkuje te śnieżne tereny.

Jakby wyglądało życie Inuitów, gdyby nie zachodnia cywilizacji? Czy ich świat uda się ochronić?

„Migot. Z krańca Grenlandii” to ciekawy reportaż, lecz przyznam, że mnie przytłoczył swoją mocą. Szczegóły krwawych polowań na zwierzęta, złe traktowanie psów zaprzęgowych sprawiło, że książkę trudno mi się czytało. Rozumiem, że Inuici zabijają nie dla zabawy, tylko po to, żeby przeżyć i wyżywić swoje rodziny, lecz czytałam o tym z lekkim przerażeniem. Jednocześnie zachwyciłam się mieszkańcami Grenlandii. Każdy z nich miał ciekawą historię do opowiedzenia.

Wielkim plusem książki są zdjęcia. Magiczne, realistyczne, które pokazują piękno przyrody i bohaterów reportażu.

Autor książki: Ilona Wiśniewska

Wydawnictwo: Czarne