Sekret sprzed lat (recenzja)

Czy pamiętacie Harlequiny z lat 90? Czytaliście je: otwarcie, a może po kryjomu?

Lektura powieści „Sekret sprzed lat” przypomniała mi o harlequinach. Książki te były burzliwymi romansami, które miały szczęśliwe zakończenia.

„Sekret sprzed lat” to opowieść o rodzinnych tajemnicach, które po śmierci nestora rodu Krzenieckich, ujrzały światło dzienne. Jego wnuk Adam musi odnaleźć zagubioną krewniaczkę i poinformować ją o spadku. Zuzanna nie ma zamiaru przyjąć tej darowizny, lecz chce poznać rodzinę, o której nie miała pojęcia. Między kuzynami rodzi się uczucie.

Czy ta miłość będzie miała szczęśliwy finał?

Fabuła książki została napisana kwiecistym, a zarazem lekko niedzisiejszym językiem. Dialogi były miejscami archaiczne, kwadratowe i drażniły uszy.

Gdyby przyznawać antyOscary w dziedzinie literatury, to na miano najbardziej irytującego bohatera niewątpliwie zasłużyłby Adam. Jest wkurzający, wybuchowy, władczy, buńczuczny, konfliktowy i nie mam pojęcia, co widzi w nim jego kuzynka. Nagrodę dla największej romantyczki otrzymałaby Zuzanna, która ma wiele cierpliwości, jest urocza, miła, dobrze wychowana, ale też infantylna. W roli czarnego charakteru obsadziłabym Zofię, seniorkę rodu. To wiecznie nieszczęśliwa dama, która burzy spokój rodziny.

„Sekret sprzed lat” to powieść, którą kiedyś określało się mianem romansidła. Literatura niezbyt wysokich lotów, dobra na przesłuchanie przy robieniu porządków lub spacerach z psem. Mnie momentami szarpała nerwy, ale i tak chciałam poznać jej zakończenie.

Autor książki: Katarzyna Redmerska

Wydawnictwo: Axis Mundi