Kawa, zanim zginiesz (recenzja)

Ulubiona, aromatyczna kawa towarzyszy mi każdego dnia. Budzi mnie o poranku, daje energię do działania i pobudza szare komórki. Kawa wypita w kawiarni też ma swój urok. Lubię patrzeć na pracę baristów, którzy szybko i zwinnie uwijają się przy robieniu kofeinowych napojów.

Maksymilian Czarny, bohater kryminału „Kawa, zanim zginiesz” od niedawna pracuje w Burgund Café i zostaje wysłany na weekendowe szkolenie. Przybywa do Malinowego Boru. Ma nadzieję, że nie umrze z nudów. Szybko poznaje pozostałych uczestników kursu. Wieczorem rozpoczyna się suto zakrapiana impreza, a nad ranem nad jeziorem zostaje znaleziony trup.

Na początku wiele rzeczy jest niejasnych. Rodzi się coraz więcej pytań. Podejrzanym może być każdy. Maksymilian wraz z kolegą próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczego zgonu.

„Kawa, zanim zginiesz” to lekki kryminał, z nutką humoru. Dla tych z Was, którzy chcą się zrelaksować i miło spędzić czas. Pochłania się go błyskawicznie. Ciekawa fabuła wciąga, a akcja toczy się szybko.

Dawno nie czytałam historii opowiadanej przez męskiego bohatera i to była miła odmiana.

Historia utrwalona w książce, raczej nie pozostanie w mojej pamięci na długo, ale jeżeli lubicie czasami pobawić się w detektywa, to sięgnijcie po nią. To przyjemna odskocznia od monotonnych, szarych, zimowych dni.

Zaparzcie Wasz ulubiony napój: aromatyczną kawę lub herbatę i przenieście się do Malinowego Boru, w sam środek intrygi.

Autor książki: Tomasz Brewczyński

Wydawnictwo: Vectra