Na skraju przepaści (recenzja)

Piwo, wino, wódka, gin, koniak, whisky. Jest wiele okazji, żeby się napić. Imieniny, urodziny, wesela, imprezy integracyjne. Alkohol dozwolony jest dla ludzi dorosłych. Jednak niektórzy nie znają umiaru. Z każdym dniem piją coraz więcej. Zagłuszają nim swoje smutki i zmartwienia. 

Tak jest w przypadku bohaterki książki „Na skraju przepaści”. Ewa to inteligentna kobieta w średnim wieku. Jest matką dwóch synów, żoną Adama, pracownicą kancelarii prawnej.  Wiedzie ustabilizowane życie, ale nie jest szczęśliwa. Pije coraz więcej. Często wraca do domu na rauszu. Zdarza jej się prowadzić samochód pod wpływem procentów.

Czy Ewa będzie walczyć z nałogiem? Czy w porę się opamięta i zacznie się leczyć? A może straci pracę, rodzinę i stoczy się na samo dno?

„Na skraju przepaści” to powieść, która zaczyna się od kłótni. Adam ma do Ewy pretensje. Chce, żeby wzięła się w garść. Bohaterka uważa, że jej mąż przesadza. Wydaje jej się, że świetnie kontroluje swoje picie. Alkohol niszczy jej relacje  prywatne i zawodowe. Ewa nie dogaduje się z mężem, zaniedbuje dzieci, ma problemy w pracy.

„Na skraju przepaści” to książka, która daje do myślenia. Pokazuje zjawisko alkoholizmu. To opowieść trudna, bolesna, szczera, bez lukru. 

Osią przewodnią powieści jest uzależnienie głównej bohaterki. Wątki poboczne dotyczą niezidentyfikowanych zwłok i śledztwa, które ich dotyczy. To połączenie dobrego obyczaju z kryminałem. 

Lektura wymagająca, ciężka, miejscami przytłaczająca. A zarazem potrzebna. Wpaść w nałóg jest o wiele łatwiej, niż z się z nim zmierzyć. A wygraną w tej batalii, może być ludzkie życie.

Autor książki: Monika Koszewska

Wydawnictwo: 1PUNKT