Taka tragedia w Tałtach (recenzja)

Kot to według mnie najpiękniejsze zwierzę na świecie. Do tego szybkie, zwinne, niezależne, chadzające własnymi drogami. Mnie trafił się egzemplarz idealny, który uwielbia się przytulać.

Kotce o imieniu Burbur z książki „Taka tragedia w Tałtach” również nie brakuje inteligencji, przebojowości i poczucia humoru. Nieraz jest sarkastyczna, ma diabelski charakter, wyśmienity zmysł obserwacji, a do tego potrafi pisać pamiętniki. W Tałtach, małej mazurskiej wiosce, zostają znalezione zwłoki. Rozpoczyna się dochodzenie. Biorą w nim udział Paweł Ginter, komendant policji i Radzio Romaniuk, posterunkowy.

Przed panią Burbur (czytaj „jej niewolnicą”) Rozalią Ginter, kolejne kłopoty. Ktoś poznał jej sekret i zaczyna ją szantażować.

Jak potoczą się losy bohaterów? Kto miał motyw, żeby zabić? 

„Taka tragedia w Tałtach” to kontynuacja świetnej serii. Pierwsza część „Mamy morderstwo w Mikołajkach” ubawiła mnie do łez.

Druga część jest równie udana. Świetne dialogi, dobrze przemyślana zagadka kryminalna i niesamowite poczucie humoru to atuty tej książki. Podczas lektury kilka razy wybuchałam niepohamowanym śmiechem.

Jednak największy plus tej powieści to jej nietuzinkowi bohaterowie, którzy mają wiele na sumieniu. Żeby chronić rodzinne sekrety przed wyjściem na światło dzienne, nie cofają się przed niczym.

Przy lekturze powieści Marty Matyszczak nie sposób się nudzić.

Czekam na trzecią część i kolejne spotkanie z kotką Burbur. Myślę, że dużo będzie się działo.

Polecam serdecznie 🤗

Autor książki: Marta Matyszczak

Wydawnictwo: Dolnośląskie